Read Ebook: Bez przewodnika by Niewiadomska Cecylia
Font size:
Background color:
Text color:
Add to tbrJar First Page Next Page Prev Page
Ebook has 380 lines and 9103 words, and 8 pages
Twarz ch?opca zap?on??a dziwnym blaskiem, oczy ja?nia?y mu niby natchnione, wida? by?o, ?e ka?de s?owo -- mo?e bez woli i bez wiedzy jego -- p?ynie mu prosto z duszy, z gor?cego serca.
Lecz Janek niecierpliwie wzruszy? ramionami.
--G??d wyleczy?by ci? pr?dko z tych zachwyt?w -- rzek? z lekcewa?eniem. -- G?rale uciekaj? na zim? z Ko?cieliskiej.
--Bo g?ral sobie nie wystarczy, ksi??ka i my?li nie zast?pi? mu ludzi; a co do g?odu, m?g?bym mie? owoce i zapasy zbo?a.
--A pr?dko ta pojedziemy do Zakopanego?
U?miechni?ty g?ral sta? o par? krok?w i patrza? na rozmawiaj?cych. Janek zerwa? si? pierwszy.
--A to jed?my -- zawo?a?. -- Dobrego masz konia?
--Ho, ho, takiej parki nie znajdzie w Zakopanem. Z wiaterkiem se ?migniemy, przed wieczorkiem b?dziemy!
I pokaza? bia?e z?by.
--A nie pocz?stujecie to paniczu, g?rala?
Janek skin?? na ch?opca.
--Daj butelk? piwa.
--I jed?my.
G?ral pospieszy? pierwszy, zapinaj?c serdak, bo wiatr ch?odny powia? i weso?e s?onko zas?pi?o si? jako?. Za chwil? stan?? przy do?? du?ym w?zku parokonnym, jak wszystkie pokrytym bia?em p??tnem, z jednego boku podci?gni?tem w g?r?.
--A to tw?j w?zek? -- rzek? zdziwiony Janek.
--A co?
--A c??e? nie powiedzia?, ?e parokonny? Co nam po tem? Dwa razy tyle p?aci?, 6 gulden?w! Czy tyle rzeczy mamy? Ja nie chcia?em parokonki.
--A to? mieli?cie ksi??eczk? -- zauwa?y? g?ral.
Janek si? zaczerwieni? i spochmurnia?. Istotnie zrobi? g?upstwo, nie spojrzawszy nawet w ksi??eczk?, on, co tak ch?tnie innym wytyka? omy?ki. Niema o czem m?wi?, g?ral prawdopodobnie by?by znalaz? pasa?era, a je?eli ich podszed?, to nadzwyczaj zr?cznie: odda? przecie? ksi??eczk?.
--Siadajmy -- rzek? do brata kr?tko.
G?ral poprawi? koniom czerwone szaliki przy chomontach, ?ci?gn?? lepiej w g?r? p??tno, przetar? d?oni? ceratowe siedzenie i zr?cznie dosta? si? na w?zek.
--Weso?o pojedziemy -- rzek?, zwracaj?c si? zn?w do ch?opc?w -- co tam b?dziecie ?a?owali par? gulden?w, i g?ral przecie te? zarobi? musi.
I za?piewa? po g?ralsku, dziwnym, przydechowym g?osem, podobnym do nizkiego krzyku, w kt?rym trudno rozr??ni? wyrazy:
G?ry nasze, g?ry, -- moje wy komory,-- Oj, bukowe listeczki, -- moje poduszeczki.--
Wi?kszo?? w?zk?w ju? odjecha?a, zap??nione potoczy?y si? d?ugim ?a?cuchem pi?kn? szos? ku po?udniowi.
Na skr?cie u n?g ch?opc?w pad? bukiet ???tych jaskr?w. Janek potr?ci? go dosy? niech?tnie, ale Tadzio wyrzuci? centa w stron? ma?ej r?ki, kt?ra widnia?a gdzie? z boku przy w?zku.
--Uczysz dzieci ?ebraniny -- burkn?? Janek.
Tadzio milcza?.
Drugi bukiet wpad? do w?zka. Cent na szos?.
Za trzecim razem Janek z gniewem wyrzuci? kwiaty.
Tadzio si? zaczerwieni? i spojrza? na brata, ale nie przem?wi? ani s?owa.
Jasne, weso?e s?o?ce ciekawie zajrza?o do pokoju na Chramc?wkach, gdzie zatrzymali si? nasi znajomi. Pokoik nie by? wielki, ale do?? wysoki; g?adkie, ?wierkowe ?ciany l?ni?y po?yskiem at?asu, rze?bione ramy okna i drzwi przyjemne czyni?y wra?enie. Skromne sprz?ty zdawa?y si? zupe?nie nowe, a wszystko poci?ga?o prostot? i czysto?ci?.
--Pogoda -- ziewn?? Janek -- czas nam w drog?, gotowe uciec na jak? wycieczk?.
--Szkoda, ?e?my tu stan?li -- zauwa?y? Tadzio -- daleko do klimatyki.
--C?? ci ta klimatyka tak zajecha?a do g?owy? Kpi? sobie z klimatyki i ?eby ci? przekona?, ?e si? bez niej obejd?, wcale tam nie p?jdziemy.
--Nie wiem, czy to b?dzie dobrze -- szepn?? nie?mia?o Tadzio.
--To si? dowiesz.
--Nie chodzi mi o podr?? i o stryja, ale ojcu by?oby przykro, gdyby?my Zosi na czas nie przywie?li; taki by? uszcz??liwiony z tej naszej wycieczki! To dla niego wi?ksza przyjemno??, ni? gdyby sam m?g? nareszcie wyjecha? na d?u?ej w g?ry.
--Czemu nie mamy przywie?? Zosi na czas? Jeszcze? si? nie ruszy? z miejsca, a ju? w?tpisz o wszystkiem, jak gdyby Zakopane by?o co najmniej Europ?. Straszna sztuka odnale?? tutaj dwie osoby, nawet bez klimatyki! Stryj 10 dni zaczeka, a to przecie? wystarczy, chocia?by si? wybra?a na dalsz? wycieczk?.
--Ju? tylko 8, dwa zaj??a nam droga.
--Nawet 6, bo dwa tak?e na powr?t odliczy? trzeba. Ale to tak?e dosy?.
--Swoj? drog?, gdyby to zale?a?o ode mnie, wyci??bym te wszystkie lasy do jednego drzewka. To mi ozdoba! W Zakopanem g?r nie wida?. Nie wiem, co sobie ludzie do tych Chramc?wek upatrzyli, najbrzydsza cz??? osady, bez ?adnego widoku.
--G?r tylko nie wida? -- cicho wtr?ci? Tadzio. -- Za to tyle przestrzeni, zielono?ci, s?o?ca...
--Dla ciebie wszystko pi?kne -- mrukn?? Janek -- na Ko?cielisk? te? st?d mila drogi.
--Ja my?l?, ?eby?my poszli do ?limaka. -- Dobrze nam u niego by?o w zesz?ym roku, mo?e i tam stan??y.
Za chwil? byli w drodze. Pogardziwszy szos?, przez park ?wierkowy skierowali si? w stron? potoku, przeszli po k?adce na brzeg kamienisty, a potem wprost przez ??ki na Targow?. Dzie? by? prze?liczny, s?oneczny, pogodny, niebo bez chmurki pie?ci?o spojrzenie b??kitem, na polach ko?ysa?y si? zbo?a z?ociste, ?wie?a zielono?? l?ni?a pod ros?.
Janek z?y by?, ?e mu si? wszystko podoba?o. Mia? czas napatrzy? si? zielonym stokom wystaj?cego Giewontu, Wirch?w i Koszytej, czemu go to wszystko znowu n?ci? Nawet Guba??wka wabi oko wzorzyst? swoj? pochy?o?ci?, i serce mimowolnie jakim? przyspieszonem t?tnem wita starych znajomych i stare widoki.
Ile te? ska?, kamieni zmy?y potoki wiosenne ze ?pi?cych pod ?niegiem olbrzym?w? Ile szczerb nowych w ich cia?ach odwiecznych? Ile zwalonych las?w przez wiatr halny zamkn??o drogi? Jakie powsta?y nowe ?cie?ki i potoki?
Oj, poszed?by tam w g?ry, jak co roku, poszed? z ochot?, cho? si? przyzna? nie chce i gniewem t?umi uczucie t?sknoty.
--Poszukamy ich u ?limaka.
W chacie ?limak?w rado?? i zdziwienie. To si? panie uciesz?, bo si? i nie spodziewa?y tak pr?dko. A mieszkaj? od Kacprusia het! precz! troch? na bok w pole, u szwagra, u Liptaka, co wybudowa? domek nowiusie?ki. Nikt w nim jeszcze nie mieszka?, ale si? spodoba?o, ?e calu?kie g?ry wida?, het, a? za Mura?; a dom?w te? niema w blizko?ci, to i przestronno, zielono i czysto.
Add to tbrJar First Page Next Page Prev Page